Sledziki.
Kupiłem sobie śledziki w sosie musztardowym. Taką miałem ochotę.:)
Rzeczy podążają w bardzo pożądanym kierunku. Styczeń był mocno zdołowany. Luty mniej, ale nadal było średnio. A marzec? Dzieją się rzeczy, które nie działy się daaaaawno. Dobre rzeczy. Robotom zaczynają bić serca. :)
Słucham płytki "Glorious" Natalie Imbrublia. To był październik. Chyba. To X mnie sprowokował do zapoznania się z twórczością tej pani. Tekst jednej z piosenek jest w tym kontekście mega-wyrąbiście ironiczny.
A potem było źle. Coraz gorzej. A później przerwałem ten krąg nieszczęść. Pojawił się w międzyczasie ktoś, kto znikł tak samo szybko, jak się pojawił, chociaż stanowił nadzywaczaj ciekawy przerywnik i oderwanie od głębokiej szarości tamtych dni. Potem krążyłem wokół tego, co spowodowało te wszystkie nieszczęścia. Byłem w zawieszeniu, ciągle popełniałem stare błędy i nie mogłem pojąć, czemu jest źle. W sumie mógłbym to zdefiniować jako kompletne niezrozumienie tego, kim jestem. Nie rozumiałem samego siebie. Nie rozumiałem, że "ja" istnieje. Że "ja" mimo wszystko jest w dużej mierze predefiniowane i nie można wmówić "ja", że nie jest "ja". Ale to właśnie próbowałem robić przez półtora roku. Zaprzeczyć samemu sobie. Efekty były marne. Chociaż to, czego się nauczyłem, jest bezcenne. Popełniłem błędy, których od teraz będę unikał.
Teraz odzyskuję powoli równowagę. Wstaję. Podnoszę się. Przepraszam się z samym sobą.
Bałem się, że to, co złe, przylgnęło do mnie już na zawsze. Niepotrzebnie. Ja chyba jestem w gruncie rzeczy bardzo wytrzymały. Kopię sam siebie w dupę tylko po to, żeby wyjść z tego silniejszy i z jeszcze lepszym zrozumieniem siebie, życia i świata. I to jest zajebiste.
:)